wtorek, 24 września 2019

Na chamstwo nie ma lekarstwa

Chciałabym żeby świat był piękniejszy. Naprawdę bardzo bym tego chciała. Żeby ludzie byli bardziej dla siebie życzliwi. Żeby nie próbowali dowartościować siebie samych cudzym kosztem. Żeby wzięli chociażby pod uwagę możliwość, że ktoś kogo dobijają swoimi głupimi komentarzami, czy niestosownymi pytaniami, stara się z całych sił każdego dnia, żeby po prostu przetrwać. Nie upaść. Iść dalej z podniesioną głową. 

Wiem jednak, że nie wszystkie moje pragnienia mają szansę realizacji. O ile swoje cele w miarę upływu czasu, mogę osiągnąć, to jednak muszę pogodzić się z tym, że całego świata nie zmienię. Niestety. 

Wielu z nas może być ciężko. Z różnych powodów. Ta sytuacja może trwać krótko, a może się ciągnąć latami. Różnie to w życiu bywa...
Ja jednak wiem, że się nie poddam. Nie dam innym tej satysfakcji, czy kolejnego powodu do plotek. 
Moja życie, choć może na daną chwilę mało kolorowe w końcu stanie się łatwiejsze. Jedno się jednak nie zmieni. Chamy zostaną chamami. Bo na to nie ma lekarstwa.

piątek, 21 kwietnia 2017

Cel czy wędrówka?

Co dla Ciebie jest ważniejsze?

Zazwyczaj nie skupiamy się na tym co jest po drodze. Nie interesuje nas sam proces dochodzenia do czegoś. Liczą się tylko wyniki. Nasze zrealizowane na końcu marzenie.

Obieramy sobie jakiś cel i suniemy do niego niczym w ciemnym tunelu. Nie widząc nic dookoła siebie. Myślimy, że tylko to, co znajduje się na końcu naszej drogi jest ważne...
Narzucając sobie taki tok myślenia, odbieramy sobie jednocześnie prawo do cieszenia się ze zwykłej codzienności. Smakowania jej, zatapiania się w niej. Uważamy, że jeśli za bardzo skupimy się na tym co jest teraz, ustaniemy w staraniach do wspinania się coraz wyżej i wyżej, na naszej własnej prywatnej piramidzie planów i aspiracji... No bo przecież tylko to się liczy, prawda?  
Być wyżej, mieć więcej, żyć lepiej. 



To nie jest tak, że nie powinniśmy się starać. Marzenia zaś, nie powinny leżeć i kurzyć się na półkach, która zwą się "Nie mam czasu", "Nie mam weny", bądź "Nie mam pieniędzy". Zazwyczaj bowiem jest tak, że jeśli naprawdę się czegoś pragnie, to po prostu będzie się to realizować. W ten czy inny sposób...

Także więc, super jeśli do czegoś dążymy i o coś się staramy. Niech jednak to co ma być, nie przysłania nam tego co już jest. Moje słowa, mogą wydać się banalne. Mam tego świadomość. Tym bardziej dziwne staje się to, że tak późno do tego dochodzimy. Bywa że niektórzy tkwią całe życie w owym błędnym przekonaniu, że tylko ten nasz wyśniony cel się liczy. Wszystkie swoje lata poświęcają na rozbudowę firmy, zrobienie wielkiej kariery, zarobienie jak największej ilości pieniędzy. Teoretycznie żyją z nami. W praktyce jednak, jest to tylko przebywanie obok. Są odcięci, oddaleni, skupieni tylko na swoich celach. Nie zauważają subtelnych zmian, które dokonują się powoli dookoła. Dni uciekają za szybko a zmęczenie przysłania naprawdę wiele. Za wiele.

Nie ma niczego złego w wędrowaniu. Tym bardziej, że widoki, które możemy w międzyczasie podziwiać, bywają naprawdę urzekające. Niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. 
Nasze.



sobota, 16 lipca 2016

Udawanie

Gdy jesteśmy mali to ciągle coś udajemy. Że jedziemy autem a nie kartonowym pudłem. Że rurka po papierowych ręcznikach to wspaniały miecz świetlny. Że lecimy w kosmos rakietą, która jest tak naprawdę koszem na pranie. I to jest fajne. Zabawne, zajmujące, wesołe i ciekawe. Takie udawanie lubię.

Gorzej jednak jest z tym udawaniem, które z takim uwielbieniem praktykujemy w dorosłym życiu. Stwierdzam, że mam dość już tego typu udawania. Dość przytakiwania, gdy coś mi zupełnie nie pasuje. Dość wpasowywania się w określone przez kogoś innego normy. Dość bezwzględnego zachowywania wszelkich reguł - bo tak trzeba. Dość stwarzania pozorów, żeby nie zniechęcić kogoś prawdą. Dość spełniania wizji innych osób odnośnie swojego! wyglądu.

Bo wiecie, często jest tak, że wchodzi się w życie ze zbiorem określonych zasad i reguł w głowie. Myślimy, że trzeba robić tak a nie śmak, żeby się dobrze w tym bajzlu zwanym życiem połapać i ustawić. Próbujemy robić wiele, żeby dopasować się do całego tego towarzystwa wokół nas. Nie odstawać i jednocześnie być najlepszym w tym czym się zajmujemy. Ciągle wszystko na siłę i na pokaz. Aby tylko. Bo muszę udowodnić sobie, Tobie i pani Krysi z klatki obok. I wyglądać zawszę muszę. Niczym dziewczynka z okładki Cosmo czy innego CKMa. Choć oczywiście ubrana.

A wiecie, mi się już nie chce nic musieć. I udawać mi się nie chce. Stresować, że jeszcze nie, albo że już stało się to czy tamto. Teraz chcę żyć i zbyt wiele się nie martwić. A już napewno nie więcej niż powinnam. Być sobą, taką jak ja chcę. Nie taką jak ktoś chce. I śmiać się w nos wszystkim, którym to nie pasuje.


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Gdy nie wołasz o pomoc

Co się dzieje gdy nie wołasz o pomoc? Nic się nie dzieje. Logiczne i proste.

Matki, żony, partnerki, babcie. Najczęściej to właśnie kobiety lubią robić z siebie Zosię Samosię. Mają niestety ogromne ku temu tendencje, zapożyczone zazwyczaj z domu rodzinnego, gdzie kobieta była od wszystkiego. Od dzieci, od obiadu, od sprzątania a w sytuacjach awaryjnych od drobnych napraw w domu również.

Takie więc Zosie Samosie uważają, że wszystko co zrobią same, będzie wykonane lepiej, szybciej, oszczędniej... A nawet jak ktoś coś za nie zrobi, to i tak będzie źle, więc poprawią żeby było idealnie. Taka poprawiana osoba, na drugi raz już palcem nawet nie ruszy, gwarantuję. Bo i po co? Skoro robię coś źle, to rób sobie sama kobieto.

Wszystko jest super ale w pewnym momencie takiej kobiecie wyczerpują się bateryjki. Powtarzając w kółko zwroty typu "Sama to zrobię", "Ja to pozmywam", czy "Ja zrobię to lepiej", zastawiła sama na siebie pułapkę. Otoczeniu pracowitej mróweczki zaś wszystkiego już dawno się odechciało.
Bo jeśli ktoś myśli, że osoba którą się we wszystkim wyręcza, czuje wdzięczność do Samosi, to jest w głębokim błędzie. Obecny stan rzeczy (czytaj - palcem nie ruszę bo nie muszę), uznaje za najbardziej naturalną rzecz pod Słońcem. A wręcz taką, która mu się po prostu należy. Cóż, gdy przyzwyczai się wszystkich dookoła do nic nierobienia, to czemu tu się dziwić. Dopiero później takie rozleniwione kwiatuszki, otwierają zaspane oczka na świat w chwili gdy wyfruwają z domu rodzinnego, czy też w wypadku mężów szanownych pań, znajdują sobie inną partnerkę, już nie aż tak pracowite.

Czemu należy więc wołać o pomoc? Bo nam się ona należy. A także dlatego, że jeśli zwalimy wszystko na swoje własne barki, to marne są szanse, że inni domownicy będą czuć do nas z tego powodu wdzięczność czy szacunek. Przede wszystkim jednak dlatego, że nie jesteśmy niewolnikami we własnym domu i nie powinniśmy robić wszystkiego sami. Skoro w naszym domu mieszkają jeszcze inne osoby, to tak samo powinny się o ten dom troszczyć i dbać.



Należy wołać o pomoc, bo w przeciwnym razie możemy jej nie dostać.

środa, 13 maja 2015

Wkręceni

Daliśmy się wkręcić w ciągłą konsumpcję. Potrzebujemy ciągle coraz więcej i coraz lepiej. Ciężko jest nam się zadowolić prostymi rzeczami. Pragniemy do tego stopnia być na bieżąco z tym co "najlepsze", że pewna firma bez problemu wciska nam w ręcę co pół roku kolejny taki sam telefon. Od poprzednika różni się on naprawdę niewieloma detalami. Kilka nic nieznaczących ulepszeń. Nie jest więc to coś, co powinno budzić jakieś niezwykłe w nas pożądanie. Normalnie pewnie nie zwrócilibyśmy nawet uwagi, na detale techniczne innego telefonu, jeśli bylibyśmy zadowoleni ze sposobu w jaki działa nasz model. Skąd więc w nas to pożądanie do czegoś co teoretycznie powinno być nam obojętne? Odpowiedź jest prosta.

POTRZEBA ZOSTAŁA WYKREOWANA

A kto ją wykreował? Media, telewizja, internet. Nasi najlepsi przyjaciele. Istnieje duża szansa, że będziemy chcieli mieć coś co ciągle jest reklamowane w telewizji. W końcu, po to reklama istnieje. W celu zdobywania klientów. Jesteśmy więc bombardowani reklamami wszędzie. Każda strona w internecie, każdy program w telewizji oraz wiele stron w gazetach, jest poświęconych dla reklam. Trzeba przyznać, że ładnie na nas zarabiają...

Jaki tego wszystkiego jest efekt? Taki, że malutki procent społeczeństwa jest niewyobrażalnie bogata, zaś większa jego część albo klepie biedę, albo ledwo wiąże koniec z końcem. Zamiast próbować nas jednoczyć, podsyca się w nas tylko nasz egoizm. Pomaganie, które powinno być dla nas naturalnym odruchem, często odrzuca. Czy pomoc potrzebującemu nie powinna być najnormalniejszym działaniem na świecie? Najwidoczniej nie jest, bo wielu nie chce pomagać.


Bądź co bądź chcesz kupować. Znajdujesz pracę. Git. Stałeś się oficjalnym członkiem systemu pracowniczego. Dzień w dzień przez kolejne kilkadziesiąt lat będziesz pracował na jakimś nudnym stanowisku. Nie będziesz wybrzydzać, bo przecież musisz opłacić rachunki, kupić jedzenie. Czasami też lubisz sobie zaszaleć kupując jakiś nowy gadżet. Kolejna torebka, najnowszy model ulubionego telefonu, setna para szpilek... No skąd na to brać? Trzeba robić - rzekłam.

Co dalej? Spędzasz w tej lub innej pracy kolejne kilkadziesiąt lat, by na starość dostać marną emeryturę i wreszcie odpocząć od pracy. Szkoda tylko, że od codziennej pracy, która często ani nie jest ciekawa, ani przyjemna możesz "odpocząć" dopiero wtedy, gdy już na ten odpoczynek nie masz siły. No bo co z tego, że teraz już można sobie zwiedzać i podróżować, jak już zdrowie nie te i w ogóle to długie dystanse stają się nieco uziążliwe...

To wszystko nie brzmi zbyt optymistycznie. Nie brzmi to też jak życie, które byśmy sobie z własnej woli wybrali. Czemu więc większość z nas uparcie podąża tym samym wzorem?
Chyba daliśmy się ładnie wkręcić.

sobota, 9 maja 2015

Czas i tak upłynie

- Ooooch... Czemu ja nie potrafię tańczyć tak pięknie jak ta Pani z telewizji? 
- Wiesz córeczko, ta Pani po prostu bardzo długo się uczyła by móc tak tańczyć. Kosztowało ją to napewno dużo wysiłku.
- Ale ja nie chcę długo czekać, ja chciałabym już...

Wszyscy mamy jakieś cele. Przepraszam źle się wyraziłam. Wszyscy mamy jakieś marzenia. Często spełnienie ich jest dla nas tak wielką abstrakcją, że nie ośmielamy się nawet nikomu o nich powiedzieć. No bo z jakiej racji mielibyśmy odnieść sukces o jakim marzymy. Nie, to nie dla nas. Lepiej zostawić "wielkie" rzeczy dla wyjątkowych ludzi i pozostać wiernym swojej szarości i bylejakości. Nie wyróżniajmy się...

Myślisz tak czasami? Jeśli tak, to natychmiast przestań. Każdy z nas może realizować swoje pragnienia, choćby nie wiem jak szalone one były. Wystarczy trochę walki, determinacji i wiary w siebie.
Często jednak zamiast tego, my najzwyczajniej w świecie odmawiamy sobie prawa do realizacji marzeń. Najczęstszymi powodami są finanse bądź brak czasu. Zarówno jedno jak i drugie to tylko wymówka. Wystarczy bowiem tylko zastanowić się nad tym, jak można realizować swoją pasję mimo trudności, które znajdują się na naszej drodze. Uwierz mi, jeśli będziesz chciał znaleźć rozwiązanie, to napewno je znajdziesz.


Osiągnięcie celu może się wiązać z poświęceniem sporej ilości czasu na jego realizację. To oczywiste. Czasami trzeba czekać całe lata, by osiągnąć poziom, który jest naprawdę satysfakcjonujący. Czy to jednak powinno Cię zmartwić? Czy naprawdę zamiast skupić się na tym co dla Ciebie ważne, wolisz przyznać sam przed sobą że nie masz czasu na realizację marzeń i odłożyć je na później?

Nie bez powodu mówią, że "Cierpliwość jest cnotą, nie naiwnością, gdy warto czekać na coś lub na kogoś". Wierzę, że na marzenia warto czekać, nawet jeśli mam czekać latami. To nic, nie szkoda mi czasu w trakcie którego walczę o ich realizację.

Czas i tak upłynie. W ten lub w inny sposób. Tylko Ty jednak decydujesz o tym, czy po latach będziesz zadowolony z tego, w jaki sposób upłynął on Tobie.




czwartek, 7 maja 2015

Mniej to nowe więcej

Skąd bierze się u niektórych ludzi mania gromadzenia przedmiotów? Nie wiem, nie mogę przecież odpowiedzieć za wszystkich. Wiem za to napewno, skąd ona się wzięła u mnie.

Ja poprostu nie byłam nauczona wyrzucania. Czegokolwiek. Nie mówię tu oczywiście o typowych śmieciach jak papierki po batonie, czy puste butelki. Ja mam na myśli szpargały wszelkiego rodzaju. U mnie w domu zawsze pełno było wszystkiego. Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, największej liczby atrakcji dostarczała mi szuflada mojego Taty. Było tam wszystko. Śrubki, gwoździe, guziki, linki, jakieś małe karteczki. Tak naprawdę to domyślam się, że przynajmniej połowa tych rzeczy, nigdy do niczego mojemu Tacie nie była potrzebna. Mi jednak jako dziecku te wszystkie pierdoły jawiły się jako najlepsze na świecie skarby. Nigdy nie miałam dość grzebania w tej "magicznej" szufladzie. Poza tym u nas w domu wogóle było wszędzie pełno wszystkiego. Szafy pełne ciuchów których dawno nikt nie nosił (i nie założy), szafki zastawione pierdółkami (ozdóbkami), które tylko się wiecznie kurzą i nawet nie dodają zbytniego uroku... Strych, na którym chyba nikt tak do końca nie wie co można znaleźć. Krótko mówiąc wszystko wszędzie.



Przywyczajona do życia w ten sposób, sama również gromadziłam "skarby". Żal mi było czegokolwiek kiedykolwiek wyrzucić. Najczęściej w myśl zasady "To mi się napewno jeszcze kiedyś przyda". Czasami również "Dostałam to od ...., nie mogę się tego pozbyć"...

Jednakże jakiś czas temu ten mój dobytek, który dodam że mi i tak nie wydawał się duży (wielu rzeczy się pozbyłam ze względu na częste przeprowadzki), zaczął mi poprostu przeszkadzać. Znalezienie czegokolwiek w stosie moich rzeczy przyprawiało mnie zawsze o ból głowy, a przekopywanie się przez ubrania których od dawna nie noszę i których najzwyczajniej w świecie nie lubię, denerwowało mnie. Stwierdziłam że mam dość bałaganu w swoim życiu. Nie chciałam już również dłużej mieszkać w graciarni.